Domowa pielęgnacja

Olejek rycynowy


Jakiś czas temu padłam ofiarą przedłużania rzęs 1:1. A właściwie nawet nie samego przedłużania, tylko tego co sobie w związku z powyższym zrobiłam.
Moje nowe rzęsy  były naprawdę piękne i  trzymały się świetnie. Ułatwiały mi życie, bo rano nie potrzebowałam ich tuszować (w przedziale czasowym 6.00 – 10.00 każda minuta jest dla mnie cenna i skorzystam z każdej możliwości żeby nie musieć za szybko z łóżka wychodzić). Ogólnie wspaniale.

A
L
E

Po jakichś 3 tygodniach (jak dziś pamiętam, to była środa), poczułam że mnie swędzi w oko. Podrapałam się. Potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Wiedziałam że źle czynię, mimo wszystko

NIE MOOOOOOOOOOGŁAM PRZESTAĆ!!!

W ciągu tego pamiętnego popołudnia wydrapałam sobie praktycznie wszystkie sztuczne rzęsy wraz z częścią moich. Wiem jak obrzydliwie to brzmi. Za każdym razem mówiłam – dobra dobra, to już naprawdę ostatnia. Niestety wciągnęło mnie to (przepraszam za skojarzenie) co najmniej jak jedzenie czipsów. 
Efekt tego taki, że mam zdecydowanie mniej rzęs, są one krótsze i słabsze. W jednym oku,  w zewnętrznym kąciku mam nawet wyrwę gdzieś tak na milimetr.




Aż tak bardzo mi to nie przeszkadza.  Jednak postanowiłam zaufać opiniom na forach i zaczęłam wzmacniać rzęsy olejkiem rycynowym. Na razie  stosuję go od 2 tygodni, prawie codziennie wieczorem nakładam na rzęsy silikonową szczoteczką. Przy okazji maźnę też po brwiach, a co!  
Na razie, mimo ogromnych chęci zobaczenia czegokolwiek, efektów nie widzę. Wiem wiem, na to trzeba czasu. I systematyczności.

Tak więc próbujemy. Następne foto wrzucę za miesiąc. Zobaczymy czy coś widać.



PS. Myślę że na powyższym zdjęciu Madzia zastosowała procedurę naprawczą w photoshopie. Ja nie mam takich rzęs. Albo znów mam nieadekwatny obraz siebie, w tym wypadku nieprawidłową analizę rzęsną  :)
Ot i co. 

Bazia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz