wtorek, 21 maja 2013

Spirulina i refleksje o naturalnym pięknie


Ten post miał zachwalać maseczkę z alg. Że niby taaaaki efekt.

Algi och algi.
Spirulina miód malina.

Wyobrażałam sobie prawie poemat na temat. Rzut na człowieka sprzed maseczki. Rzut na człowieka po maseczce. I taka wielka różnica w cerze i zmarszczkach, że ledwo da się poznać! Aż miło popatrzeć!

Już już miałam wrzucić zdjęcie w wersji sauté.
(sautè?)
Już nawet uznałam że pure nature rządzi.


Ale normalnie jak zobaczyłam „bezmakijażowe” zdjęcia polskich celebrytek na portalu o psiej nazwie, zwątpiłam. Więcej nie będę tam zaglądać, bo nie wiem jak to możliwe, ale ja nawet jak się pomaluję, to w połowie nie wyglądam tak jak one bez makijażu. Albo mam mordę jak słynny kwit na węgiel, albo to jakieś cuda!

Może to dlatego, że nie mam ust w podobie do żeńskich narządów płciowych?  Za przeproszeniem?


Tak czy siak, wyszło na to że  speszyłam się doraźnie, widząc moje zdjęcia bez grama poprawiaczy. Dochodzę do drastycznych wniosków, że łatwiej byłoby mi pokazać pośladki niż twarz bez makijażu. Cios. Wracając do maseczki, to jest rewelacyjna. Ale napiszę o niej następnym razem. Dzisiaj jest sam żal.





ŹAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAL!!!



B.

wtorek, 14 maja 2013

Spodnie i tyle :)


Są takie chwile w moim życiu, gdy mało  nie pęknę z blasku i chwały.

Zwłaszcza gdy coś UPOLUJĘ. Na przykład spodnie za ok 1,30

To nie jest żart.




Wydawało mi się, że za zeta z kawałkiem można kupić jedynie drożdżówkę lub cebularza, a tu taaaaaaka niespodzianka!




Nowe
Nieściuchane
Dość urocze
Nie w moim stylu a jednak
Z szykownymi biodrami i talią

NO PO PRRRROSTU MIÓD!!!




Uwielbiam wyprzedaże w okolicznych lumpexach. Zwłaszcza takie, gdzie w cenie biletu miejskiego można nabyć ze 3 pary portek.




Cóż... Ceny w sam raz na miarę zarobków w Polsce Ce.
W Polsce tse tse :P

Baz


Tradycyjnie wszystkie foty eM

wtorek, 9 kwietnia 2013

Pastelowo mi..

Rozchlapany świat tonie w kupie śniegu. Ale na horyzoncie już widać pierwsze nieśmiałe ślady wiosny. Oznajmia ją m.in. słońce przebijające się zza chmur.



Porozmawiajmy więc o hitach wiosna-lato
W sezonie wiosennym 2013 roku modne i miodne nadal będą czerwone usta, odcienie fuksji, ale w wersji mat.
Na powiekach pojawią się elektryzujące niebieskości, róże, żółcienie, pomarańcze i turkusy ultramaryny – mocno nasycone, przykuwające wzrok.
Na rzęsach pojawi się sporo tuszu, również w kolorze blue  ( pamiętacie ile pokładów mascary miała na swoich rzęsach słynna modelka Twiggy fot.1)



fot. 1. Twiggy




Dziś zaprezentuje zawsze trendy makijaż francuski z bardzo modnym odcieniem szminki w odcieniu jasnej fuksji (czy też mocniej nasyconego amarantowego), który przynajmniej na moim świetnie skalibrowanym monitorze tak wygląda i rzęsami z H&M w wersji "Twiggy"


fot. eM

Podkład: Max Factor Lasting Performance nr 100 Fair
powieka:
dla rozjaśnienia całej powierzchni Korektor kryjący True Match  L'oreal Ivory 1
cień: czekoladowy 427 Inglot pearl
beż pearl 395 Inglot
róż : Bourjois 37 Rose Pompon
i 35 Lube D'or, który aplikujemy dla rożswietlenia na szczytach kości policzkowych
szminka: Rimmel, Lasting Finish Lipstick 805(05)
konturówka 11 Rose Eveline Max Intense Colour
kredka: Inglot Kohl Pencil 01 ( absolutna miękkość)

***

i wersja z bardziej intensywna na kamuflażu ( który zawiera większą ilość pigmentu od fluidu, bo od 50-54%, zamiast zaledwie 10-15%. Propozycja przygotowana z wykorzystaniem cieni wypiekanych firmy Glazel
 


 fot.eM

***

Kolejny autopstryk prezentuje makijaż w odcieniach kuszącej zieleni.




fot. eM

z wykorzystaniem cieni: 
Vipera - sypki nr 108
oszałamiającej mieniącej się odcieniami złota ozdoby do ciała nr 57 Inglot
sypkiego pigmentu w kolorze intensywnej zieleni Inglota 
tusz: Max Factor 2000 Calorie


***


Złoto, żółty i pomarańczowy to zestaw idealny dla niebieskiej tęczówki. Zostawiam go na deser.

Poniżej moja ulubiona słoneczna porcja propozycji wiosennej kreacji

cień sypki: GOSH Juice w kolorze intensywnej pomarańczy i domieszką drobinek złota
żółto złoty sypki cień Inglot nr 55
cień rozjaśniający beż pearl 395 Inglot
błyszczyk z palety Sephora
kredka moje uwielbione odkrycie Inglot Kohl Pencil 01 
róż: Bourjois 85 Sienne
Tusz: Art Deco All in one mascara ( Volume, Styling, Long Lasting) 
lub polecam Telscopic Carbon Black L'oreal 
  






fot. Darek Gontarz



z wiosennym pozdrowieniem eM




poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Makijaż Madziowy



Najpierw miało chodzić o czapkę i rękawiczki. Bo one taaaaakie ładne, a skoro nadal mamy zimę.. to wiadomo, wystrój świąteczny obowiązuje. Wstępnie miały być zdjęcia w jajka i baranki, a jest jak jest :)


Rękawiczki są z Madzinej komody, a czapka z croppa (jak ją dostałam byłam trochę skonfundowana (uwielbiam to słowo!), bo oprócz wystającego niebieskiego ma jeszcze dwa kolory:  wściekły róż i jeszcze bardziej jadowity seledynek). Szczęśliwym zbiegiem okoliczności czapeczka ma dużą ilość zbawiennej czerni, którą udało się zakryć te wściki. Ten drugi wprawdzie trochę wystaje, ale w takiej ilości że nie przeszkadza mi zbyt, a wręcz dodaje smaku.


Oprócz czapki i rękawiczek jest makijaż by Magdalena.
Tak w ogóle Madziu chcę Ci podziękować za to że swego czasu przekonałaś mnie do różu. Bo przez większość życia uważałam, że skoro mam cerę naczynkową

(lub też jak niektórzy piszą NACZYŃKOWĄ aaaaaaa!!! aaaaaa!!!! aaaaaa!!!)


to nie powinnam sobie dodawać jeszcze rumieńców. Więc  przez lata całe używałam mocno kryjących, jasnych podkładów, na które kładłam jeszcze jaśniejszy puder i  dziwiłam się dlaczego wszyscy się mnie pytają co ja taka blada :P

Teraz bez różu nie wyobrażam sobie makijażu. I całe szczęście.  
Baz.

***
Wszystkie zdjęcia eM

***
Kosmetyki użyte do makijażu:

fluid: 123 Perfect Bourjois Numer 51 Light Vanilla
korektor pod oczy: Misslyn concealer 03

róże: dwa Bourjois: 37 Rose Pompon
i rozświetlający Blush 35 Lune D'or

cienie : Inglot
granat double sparkle 483
pearl - czekoladowy 427
double sparkle jasny róż 688

kredka Inglot Kohl Pencil 01 (bardzo miękka)

puder Eckat mineral Bourjois 02 Vanille
rozświetlacz Inglot 5 kolorowy Multicolour System Highlighting Powder 
#83
tusz Max Factor 2000 Calorie Dramatic Volume


piątek, 15 marca 2013


Krem ze ślimaka. Sanbios.



Odkąd zobaczyłam ten krem w sklepie zielarskim, walczyłam kilka tygodni ze sobą i byłam naprawdę rozdarta pomiędzy chęcią przetestowania specyfiku o sprawdzonym działaniu, a brzęczącą z tyłu głowy natrętną myślą, że to jednak ślimak ślimak fuj.
I że taki ślimaczy ród będę sobie na twarz wklepywać.
Ale ciekawość zwyciężyła.

Krem kupiłam w sklepie zielarskim na Podzamczu w Lublinie, u niezwykle sympatycznego pana, który mógłby przeszkolić niejednego sprzedawcę w zakresie obsługi klienta. Na pewno jeszcze tam wrócę. Ale do rzeczy. Producent chyba przewidział obawy większości wrażliwych ślimaczo osób, bo na wstępie informuje, że krem nie zawiera ani prawdziwego śluzu, ani ciał tych sympatycznych skądinąd zwierzątek. Po prostu laboratoryjnie wyciągają ze śluzu substancję o dźwięcznie brzmiącej nazwie polyhexilan, którą potem dodają do kremu. Ot i cała filozofia.



Używam tego produktu od ok 2 miesięcy. Z czystym sumieniem polecam. Producent obiecuje działanie przeciwzmarszczkowe, rozjaśnianie plam pigmentacyjnych oraz delikatny peeling dzięki zawartym w kremie alfahydroksykwasom. Z tym peelingiem to bym może aż tak nie szalała, bo nie zauważyłam jakiegoś spektakularnego efektu, ale jeśli chodzi o działanie przeciwzmarszczkowe to  mam wrażenie że mi się troszkę spłyciło tu i ówdzie. Głównie pod oczami. Skóra jest rozjaśniona i miła w dotyku.  Jeśli chodzi o zapach, to mimo obaw o błoto i szuwary,  pachnie naprawdę świeżo. Wchłania się przyzwoicie (u mnie na skórze pozostawia lekko tłustawy film, ale to mi akurat nie przeszkadza).  Co najważniejsze – nakładając go mam poczucie, że bratam się z matką naturą, a moja skóra jest mi wdzięczna, że ho ho.

Reasumując. Krem jest wart swojej ceny (ja zapłaciłam ok 36 zł). Polecam każdej babeczce która dorobiła się już kurzych łapek lub innych znaków czasu i chce je w miarę naturalnie przyatakować. W skali od 1 do 10 daję max.

No, może troszkę poprawiłabym nazwę na np. „Ślimakowy dream” lub też „Ślimacze sprawy”. Ewentualnie wzięłabym pod rozwagę „Ani słowa o ślimakach”.
:)

Baz

piątek, 1 marca 2013

Mam pewną sweterko - kiecko - tuniczkę, którą zakładam raz na rok. W sumie nie wiem dlaczego, bo jak już ją ubiorę, to całkiem nieźle się w niej czuję. Ale gdy ją zdejmę i zawieszę w szafie, to mnie jakaś ręka Boska broni sięgać do wieszaka. Nie wiem o co mi w tym chodzi :)




Dzisiaj bohaterka posta ( postu? posta? postua?) występuje w doborowym towarzystwie:


Biżuteria rodem z zagrody Boryny - zakupiona przez Madzię na targach rękodzieła

(wiem wiem, trochę przesadziłam z ekspresją, ale ta torebka tak na mnie wpłynęła) 



Szykowna czapeczka z filcu od samej Moniki Tymickiej





Na upartego można się ubrać w filiżanki :) 





A shopper bag zrobić z poduszki w zająca.



Hmmm... Teraz zastanawiam się czy to aby nie królik.


Wszystkie foty oczywiście eM

Pozostali goście: 
old torebeczka
kozaki z Zary z przecenionej przeceny przeceny
oraz lakier do paznokci, chyba Manhattan. 

No dobra, kosmetyki do podrasowania naturalnego piękna, jak widać też :) 
Ale o tym będzie w innym poście.

Najważniejsze - jest z nami zawsze bossska Marylin, której przesyłamy pozdrowienia do Zaświatów. 

Marylin, kochamy Cię!

Madzia na pewno bardziej, biorąc pod uwagę jej kolekcję Marylinowych gadżetów. Ale tak czy siak kochamy :)
Bazia

niedziela, 24 lutego 2013

Olejek rycynowy

Jakiś czas temu padłam ofiarą przedłużania rzęs 1:1. A właściwie nawet nie samego przedłużania, tylko tego co sobie w związku z powyższym zrobiłam.
Moje nowe rzęsy  były naprawdę piękne i  trzymały się świetnie. Ułatwiały mi życie, bo rano nie potrzebowałam ich tuszować (w przedziale czasowym 6.00 – 10.00 każda minuta jest dla mnie cenna i skorzystam z każdej możliwości żeby nie musieć za szybko z łóżka wychodzić). Ogólnie wspaniale.

A
L
E

Po jakichś 3 tygodniach (jak dziś pamiętam, to była środa), poczułam że mnie swędzi w oko. Podrapałam się. Potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Wiedziałam że źle czynię, mimo wszystko

NIE MOOOOOOOOOOGŁAM PRZESTAĆ!!!

W ciągu tego pamiętnego popołudnia wydrapałam sobie praktycznie wszystkie sztuczne rzęsy wraz z częścią moich. Wiem jak obrzydliwie to brzmi. Za każdym razem mówiłam – dobra dobra, to już naprawdę ostatnia. Niestety wciągnęło mnie to (przepraszam za skojarzenie) co najmniej jak jedzenie czipsów. 
Efekt tego taki, że mam zdecydowanie mniej rzęs, są one krótsze i słabsze. W jednym oku,  w zewnętrznym kąciku mam nawet wyrwę gdzieś tak na milimetr.




Aż tak bardzo mi to nie przeszkadza.  Jednak postanowiłam zaufać opiniom na forach i zaczęłam wzmacniać rzęsy olejkiem rycynowym. Na razie  stosuję go od 2 tygodni, prawie codziennie wieczorem nakładam na rzęsy silikonową szczoteczką. Przy okazji maźnę też po brwiach, a co!  
Na razie, mimo ogromnych chęci zobaczenia czegokolwiek, efektów nie widzę. Wiem wiem, na to trzeba czasu. I systematyczności.

Tak więc próbujemy. Następne foto wrzucę za miesiąc. Zobaczymy czy coś widać.



PS. Myślę że na powyższym zdjęciu Madzia zastosowała procedurę naprawczą w photoshopie. Ja nie mam takich rzęs. Albo znów mam nieadekwatny obraz siebie, w tym wypadku nieprawidłową analizę rzęsną  :)
Ot i co. 

***********************************************************************

Upłynęło więcej niż miesiąc. Właściwie ponad 2. Przez ten czas prawie codziennie raczyłam moje rzęski specyfikiem. Efekt tego taki, że nie mam zdania. Wczoraj, tuż po obejrzeniu zdjęć stwierdziłam, że nic a nic mi olejek nie pomógł. Teraz jednak zastanawiam się, bo chyba jednak są silniejsze, mimo że słynna wyrwa jak była tak jest. 


Ale przy linii rzęs jest jakby gęściej? Chyba że sobie wmawiam? :P





Bazia